NA KRAŃCU ŚWIATA

Telefon za burtą, wiatr w twarz i niech świat toczy się swoim biegiem. Tutaj jest twoja orbita: słońce zachodzi pod rytm muzyki, przyjaciele pachną morzem i wolnością, a pusty portfel nie jest powodem do smutku. Skradziono Porsche? No cóż, ale pozostała noc, wino i czyjeś słone ramię.

Życie zamienia się w imprezę bez adresu, gdzie zamiast mapy jest intuicja, zamiast jachtu – wiara we własne szczęście. Najważniejsze to nie tracić zapału i pamiętać, że królewskie dni nie mierzą się zerami na koncie. Można je przeżyć nawet w znoszonych tenisówkach, jeśli obok jest ten, dla którego warto płynąć nawet na sam koniec świata.